Trzynastoosobowa grupa z Ośrodków Terapii Ruchowej działających przy Ognisku TKKF „Kubuś” Sierpc uczestniczyła w imprezie turystyczno-rekreacyjnej „Poznajmy się” w Jastrzębiej Górze, której organizatorem było Mazowieckie TKKF.
Relacja Krystyny Antoszek:
Dzień pierwszy. Zaślubiny z morzem
Tym razem nie musieliśmy dojeżdżać do Warszawy. Autobus przyjechał po nas do Sierpca. Po drodze zatrzymaliśmy się w Pucku, położonym na Kaszubach u ujścia rzeki Płutnicy do Zatoki Puckiej. Odbyliśmy spacer po pięknym, odnowionym rynku, na którym jest mnóstwo zabytkowych kamieniczek. Przez moment przysłuchiwaliśmy się akcji Narodowego Czytania „Quo Vadis” Henryka Sienkiewicza. Poszliśmy również do portu. To tu w 1920 r. odbyły się Zaślubiny Polski z morzem. Na pamiątkę tego wydarzenia postawiono pomnik generała Hallera. Spacerowaliśmy po drewnianym molo, z którego rozpościerają się widoki na puckie porty, plaże, znaczną część kościoła, obszary z wiatrakami oraz ciągnący się kilometrami Półwysep Helski. Ciekawie prezentowała się drewniana tawerna. Mieliśmy także możliwość zwiedzenia najstarszego budynku w Pucku – kościoła św. Piotra i Pawła.
Około godziny szesnastej dojechaliśmy do Jastrzębiej Góry, Zakwaterowani zostaliśmy w Ośrodku Wczasowo-Rehabilitacyjnym „Hutnik”, który góruje nad miastem i widać go z każdego miejsca.
Wieczorem odbył się wieczorek taneczny. Przy wejściu na salę na każdego czekała lampka szampana i ciastko przygotowane przez kierownictwo Ośrodka. Było bardzo wesoło i wcale nie czuliśmy zmęczenia po podróży.
Dzień drugi. Focze sztuczki
W niedzielę pojechaliśmy na wycieczkę na Hel. Plany trochę pokrzyżował nam padający deszcz. Zaplanowany rejs statkiem nie odbył się, ale za to odwiedziliśmy fokarium. Zdążyliśmy na karmienie fok. Na sygnał wszystkie zwierzęta podpłynęły do wyznaczonych miejsc i grzecznie czekały na swoją porcję śledzi. Każda z fok pokazała, co potrafi. Karmienie trwało piętnaście minut. Przez ten czas mogliśmy dokładnie obserwować te morskie ssaki. Obejrzeliśmy również film o mieszkańcach Bałtyku.
W drodze powrotnej z Helu zatrzymaliśmy się w Juracie. Odbyliśmy spacer po molo (320 metrów), które stanowi przedłużenie deptaku od strony Zatoki Pucki. Podziwialiśmy piękne domy wczasowe.
Po południu mieliśmy zajęcia w hotelowym basenie. Aqua fitness poprowadził miejscowy instruktor.
Dzień trzeci. Latarnia, port i kaszubskie wieczór
W poniedziałek (5 września) udaliśmy się do Rozewia, najdalej wysuniętego na północ Polski przylądka. Znajduje się tam latarnia morska, która jest najstarszą budowlą na naszym wybrzeżu. We jej wnętrzu mieści się małe muzeum. Aby dostać się na górę, musieliśmy pokonać 142 schodki. |Warto było. Widoki na okolicę zrekompensowały trudy wspinaczki. Światło latarni widać z daleka. Wieczorami świeciło prosto w okno naszego pokoju.
Władysławowo stanowiło następny punkt naszego poniedziałkowego programu. Najpierw pojechaliśmy do portu rybackiego, gdzie trafiliśmy na rozładunek dorsza z kutra rybackiego. W porcie tym w okresie letnim cumują jachty sportowe i żaglowce. Można wypłynąć statkiem w rejs po Bałtyku. Działa też stocznia remontowa. Łączna długość nadbrzeży w porcie Władysławowo wynosi 340 km.
Miasto oglądaliśmy z okien autokaru. Zaparkowanie w centrum okazało się niemożliwe. Zrobiliśmy kilka pętli. Podziwialiśmy Dom Rybaka, kościół z dzwonnicą w kształcie latarni morskiej, Ośrodek Przygotowań Olimpijskich w Cetniewie. Tak zakończyła się nasza wycieczka po Władysławie.
Nie był to koniec atrakcji tego dnia. Specjalnie dla nas przygotowano Wieczór Kaszubski. Wystąpił zespół muzyczny. Na akordeonie grał ojciec, a na diabelskich skrzypcach – syn. Muzyka przeplatana była opowieściami o kulturze, języku, strojach, zwyczajach i historii Kaszub. Chętni mogli powąchać tabaki. Wywołało to wiele śmiechu, bo kichanie nas nie ominęło. Na koniec było wspólne śpiewanie alfabetu kaszubskiego i piosenek biesiadnych.
Dzień czwarty. Na polskiej Saharze
W wtorek pojechaliśmy do Łeby. Najpierw udaliśmy się do Słowińskiego Parku Narodowego na ruchome wydmy, które są położone między jeziorem Łebsko a morzem. To unikalna atrakcja turystyczna. Ruchome piaski tworzą przepiękny pustynny krajobraz, zwany często polską Saharą. 7,5 km odcinek do wydm jechaliśmy specjalnymi pojazdami elektrycznymi (meleksami). Drogę tę można pokonać również pieszo lub rowerem. Wydmy osiągają wysokość od 30 do 40 metrów, a najwyższa Wydma Łącka ma 42 metry. Wdrapaliśmy się na nią. Idąc dalej kilkaset metrów po wydmach, dotarliśmy do jednej z najpiękniejszych bałtyckich plaż. Tego dnia była piękna, słoneczna pogoda. Później spacerowaliśmy po Łebie nabrzeżem portowym i głównymi ulicami, podziwiając uroki miasta.
Nieco zmęczeniu wróciliśmy do ośrodka. Chwila odpoczynku i kolejny wieczorek taneczny. Tym razem zorganizowany przez prezesa MTKKF Jacka Bączkowskiego. Do tańca przygrywał nam Cygan, którego mieliśmy okazję poznać już osiem lat temu podczas pobytu we Władysławowie.
Dzień piąty. Podwodny świat i Leśna Opera
Wycieczka do Gdyni. Zatrzymaliśmy się na Skwerze Kościuszki, gdzie można było podziwiać m.in. Dar Pomorza. Naszą uwagę przykuł również pomnik Stoczniowców. Skwer to urocze miejsce, które jest wizytówką miasta. Znajduje się tam Akwarium Gdańskie. W pamięci na długo nam pozostaną kolorowe ryby, morskie płazy i gady, a także rafy koralowe z różnych rejonów globu. Wspaniały, podwodny świat mienił się kolorami i przyciągał uwagę różnorodnością.
Z Gdyni popłynęliśmy statkiem do sopockiego molo. Słońce nam przygrzewało, więc podróż była bardzo przyjemna. Spacerowaliśmy po molo i po Monciaku, a później udaliśmy się do Opery Leśnej. Amfiteatr o powierzchni 4 ha i widowni na 4300 osób stanowił dla nas nie lada atrakcję. Zwiedzanie zaczęliśmy od zaplecza, siedzieliśmy w fotelach dla widzów, staliśmy na scenie. Niektórzy nawet próbowali śpiewać i okazało się, że jest świetna akustyka, głos bez mikrofonów niósł się daleko po lesie.
Na zakończenie dnia niektórzy jeszcze zaliczyli spacer po Jastrzębiej Górze i zeszli nad morze.
Dzień szósty. Czas na plażing
Czwartek był dniem wolnym od wycieczek. Spędziliśmy go na plaży, korzystając z pięknej pogody. Po upalnym dniu przyjemnie było pójść na basen na zajęcia z instruktorem. Wieczorem czekało na nas ognisko. Można było upiec kiełbaski. Nie zabrakło też muzyki do tańca.
Dzień siódmy. Sportowcem być
W piątek pojechaliśmy do Władysławowa do Centralnego Ośrodka Przygotowań Olimpijskich w Cetniewie. Jest to obiekt, w którym szkolą się sportowcy różnych dyscyplin. Zobaczyliśmy basen, halę do podnoszenia ciężarów i siłownię, halę szermierki, koszykówki, judo, zapasów, korty tenisowe, boiska piłkarskie. Spotkaliśmy trenera polskiej kadry olimpijskiej florecistów Piotra Majewskiego w momencie, kiedy prowadził zajęcia. Podziwialiśmy też koszykarzy. Jeden z nich mierzył 2,10 m. Byliśmy również w miejscu, gdzie Anita Włodarczyk pobiła rekord świata (81,08 m) w rzucie młotem. Nasza złota medalistka olimpijska odsłoniła tablicę upamiętniające jej wyczyn. Ma swoją gwiazdę na terenie COS w Cetniewie. Odbyliśmy spacer Aleją Gwiazd Sportu, przy której znajduje się pomnik poświęcony polskim himalaistom. Jest to czternaście skalnych płyt symbolizujących czternaście ośmiotysięczników, które zdobyli Polacy.
Po powrocie do hotelu odbyliśmy ostatnie zajęcia na pływalni, niestety nie wszystkim starczyło sił, by w nich uczestniczyć. A szkoda, instruktor był świetny.
Dzień ósmy. Pora wracać do domu
Po śniadaniu wyruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Na chwilę zatrzymaliśmy się w Pelpinie, gdzie przewodnik oprowadził nas po Bazylice Katedralnej Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Jest to gotycki kościół pocysterski, który posiada bogaty wystrój z XV – XVIII wieku, m.in. monumentalny ołtarz główny, liczne ołtarze boczne, stalle, ambonę, organy boczne oraz krużganki.
Do zobaczenia na następnej imprezie.